23.04.2012 09:22
ech te maszyny
W ostatni weekend korzystajac z przebłysków ładnej pogody wpadłem na do kolegi na działkę położoną w lasach pod Różanem, najwyższa pora było rozpocząć sezon grilowy. Wieczór minął szybko więc sobotę trzeba było uzupełnić stan złotego płynu w lodówce, wsiadłem na rower, cóż nie ma większej głupoty niz stracić prawko za jazdę po... na rowerze , więc bocznymi polnymi dróżkami udałem się do miejscowego sklepu spożywczego, sklepik wyglądał jak pozostałość po GS, przed sklepem stała juz grupka autochtonów, od rana wprowadzająca sie w dobry nastój za pomocą produktów winopodobnych i piwek.
Wychodząc z sklepu usłyszałem charakterystyczny warkot, hałas było słychać ale pojazu widać nie, po chwili pojawił się on, prawdziwy wiejski sprzęt kaskaderski jak śpiewał kiedyś zespół KSU, produkt polskiej myśli inżynierskiej prawdziwy WSK 125. Pojazd prowadził na oko motocyklista 70+.
Zatrzymał sie przed sklepem, postawił maszynę na nóżce i wszedł do sklepu. Podszedłem do maszyny, lakier trochę spłowiały, siedzenie pocięte z wystającą gąbką, chromy, no dobra ciężko to to nazwać chromami mocno przyrdzewiałe, ale silnik na chodzie, osprzęt w większości w komplecie, bez śladów większych uszkodzeń, normalne ślady użytkowania, a co najważniejsze miał tablicę rejestracyjną.
Gdy oglądałem maszyne, podszedł wlaściciel, zaczęliśmy rozmawiać, tak z ciekawości spytałem ile by sobie życzył za swego stalowego rumaka, trochę się zdziwił, podrapał po głowie i rzucił kwotę. Własciwie nie planowałem nabycia takiego zabytku, ale cóż za 6 stów stałem się właścicielem motocykla WSK M06 B1 rocznik 1967. Bajeranckiej maszyny o oszalamiającej mocy 6 koni mechanicznych. Co więcej za 6 piw mocnych marki nie wymienię, stałem sie posiadaczem 2 sztuk prawdziwych kasków typu orzeszek..
Po zakupie zabrałem sie do przejażdzki, cóż miałem między nogami cud polskiej techniki, który powodował iż panienki na wiejskich dyskotekach miękły i stawały się gorącymi kociakami.
Cóż aby ruszyć trzeba sie trochę sie postarać, raz WSK mi zgasła, ta maszyna to nie Hayabusa, tutaj aby ruszyć trzeba trochę się postarać. Nie wiem do jakiej prędkości się rozpędziłem bo niestety nie działa prędkościomierz, ale na oko może 40-50km/h kierownica zaczęła trochę wpadać w wibrację więc zacząłem hamować i tu największe zdziwienie, hamulce, a właściwie prawie całkowity ich brak i nie chodzi o zły ich stan choć taki był, ale o to jak bardzo różnią się hamulce w zabytkach z tymi które teraz mamy teraz doczynienia. Pierwsze co trzeba wymienić to opony, niestety te które były na kołach dawno już były pełnoletnie maja kilka górek i zapewne to powoduje bicie kół. Iskrownik działa jak burza, łańcuch w niezłym stanie, nawet nie pordzewiały, lakier zmatowiały ale bez skandalu. Co najważniejsze maszyna ma rejestrację i dowód rejestracyjny, co prawda dawno już nie ważny, ale to umożliwia to w przyszłości rejestrację.
Maszyna kupiona, muszę tylko podjechać jakimś busem aby przewieść cudeńko do Warszawy.
Archiwum
Kategorie
- Biznes i rynek (5)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)